AKTUALNOŚCI
Arkadiusz Sima

Przygodę z piłką rozpoczynał we Włókniarzu następnie grał w Sokole. Całą swoją piłkarską karierę spędził w Aleksandrowie Łódzkim. Po dwudziestu pięciu latach postanowił zakończyć sportową przygodę. Niedzielny mecz z Wartą Sieradz był dla niego ostatnim występem na boisku. Poniżej prezentujemy obszerny wywiad z Arkadiuszem Simą, który przeprowadził Kamil Nowacki.


keeza komplety sportowe

Jak zaczęła się Pańska przygoda z piłką?

Moja przygoda zaczęła się w AKS Włókniarzu Aleksandrów. Zawsze każdy lubił grać w piłkę nożną, nie inaczej było w moim przypadku. Na początku występowałem jako napastnik, ponieważ wstydziłem się powiedzieć trenerowi, że chcę być bramkarzem. Po dwóch tygodniach wreszcie odważyłem się powiedzieć trenerowi Piotrowi Faryńskiemu, że chciałbym jednak łapać i od tamtej pory występowałem już miedzy słupkami.

Nie żałuje Pan końca kariery?

Na pewno żałuję, ale trzeba kiedyś ustąpić miejsca młodszym kolegom. Jestem już w takim wieku, że powoli odczuwam zmęczenie materiału. Nie mam już dostatecznie dużo siły. Za półtorej miesiąca zostanę po raz drugi szczęśliwym tatą. Czas zając się rodziną.

Całą swoją karierę spędził Pan w Aleksandrowie. Nie chciał Pan się nigdy sprawdzić w innym klubie, w wyższej lidze?

Kiedy powstał Sokół, to ja już pracowałem. Wiadomo, że z pracy są pieniądze, wypłacane na czas. Wtedy w Sokole nie było wielkich pieniędzy, a dla mnie najważniejsza była praca i tak już zostało – praca, trening. Nawet po kilku latach wszyscy przyzwyczaili się, że ja już nie odejdę do innego klubu, bo jestem stąd, tutaj mieszkam i pracuję.

Jakie ma Pan plany na przyszłość?

Chciałbym skupić się na pracy trenera. Zrobiłem kurs instruktora, jeżdżę podpatrywać pracę innych szkoleniowców. Na pewno chciałbym iść w tym kierunku. Być może w przyszłości zostać trenerem bramkarzy. Myślę, że w tym bym się sprawdził.

Jest Pan znany z kilku przesądów. Mógłby Pan trochę więcej o nich powiedzieć?

Zawsze na rozgrzewkę wychodzę 13 minut po danej godzinie, zawsze przed meczem jako ostatni opuszczam szatnię. Ponadto, jeżeli poprzedni mecz wygraliśmy, to zawsze podczas rozgrzewki wykonuje te same ćwiczenia, w liczbie 13 powtórzeń. Jeśli tego nie zrobię, to już mi się coś nie podoba i czuje się nieswojo. W sumie nie pamiętam dokładnie skąd się to wzięło. Kiedyś ta „13” do mnie przylgnęła i tak już zostało po dziś dzień.

Mówi Pan, że przylgnął do Pana numer 13, jednak na boisku występuje z 22 na plecach…

To prawda. Kiedyś pojechałem do Portugalii na międzynarodowy turniej Hyundaia. Pamiętam, że wtedy bardzo dobry mecz zagrałem z reprezentantami Rosji i jeden z rywali wręczył mi po meczu koszulkę właśnie z numerem 22. Po powrocie zacząłem występować właśnie z tym numerem na plecach, tak już zostało.

Z kim było najtrudniej rywalizować o pozycję w bramce?

Jestem stąd, ale nigdy nie miałem swojego, mówiąc w piłkarskim żargonie trenera-ojca. Za trenera Witolda Obarka był Dariusz Słowiński, wcześniej za trenera Krzysztofa Kasprzaka miejsce w składzie miał Piotr Krzysiewski. Trener Kasprzak był niegdyś trenerem ŁKS Łódź, a Piotrek Krzysiewski jego wychowankiem, taki był klucz. Moja żona zawsze mówiła, że tylu się przewinęło, tyle razy już byłem odsuwany na bok i nie grałem, ale i tak po jakimś czasie każdy wracał po Simę. Nigdy nie zabiegałem o to, że muszę grać. Zawsze podkreślam, że jestem stąd, z Aleksandrowa i już się w swoim życiu w piłkę nagrałem. Być może, że gdybym w chwili obecnej miał 25 lat, to wkurzałbym się, że nie gram.

Z którym spośród trenerów najlepiej się Panu współpracowało?

Myślę, że z trenerem Piotrem Faryńskim, który prowadził mnie od trampkarzy aż po drużynę seniorską. Wiadomo, że później byli także dobrzy trenerzy, którzy mieli swoją szkolę. Warto dodać, że kiedyś razem z Łukaszem Wijata i Michałem Bistułą grałem w jednej drużynie, a w tym sezonie byli moimi trenerami. Ja nie podchodzę do tego w taki sposób, że trener musi być starszy od zawodników, ważne jest, żeby posiadał odpowiedni warsztat.

Obecnie w Sokole znajduje się także dwóch młodych bramkarzy. Myśli Pan, że mogą oni z powodzeniem stanąć w bramce Sokoła?

Tak, zdecydowanie. Zarówno Sebastian Ostrowski, jak i Krystian Karolak mają papiery na granie, nie tylko w Sokole, ale może i nawet w wyższych ligach. Są młodzi i już teraz trudno było mi z nimi rywalizować. Czas pokaże na co ich naprawdę stać.

Nie brakowało Panu w bieżącym sezonie wsparcia ze strony kibiców?

Niestety, ale w obecnym sezonie zamiast dopingu z trybun słychać było zwykłą szyderę. Każdy kibic ma prawo robić, co mu się podoba. Dopingować lub nie. Nie mniej jednak ciężko też nazwać tych starszych panów przychodzących na mecz kibicami, gdyż osobiście myślę, że chcą się po prostu wyrwać z domu. Dawniej, gdy występowaliśmy w II lidze, a także na początku trzeciej był jeszcze tak zwany młyn, z którego nas dopingowano. Było bardzo fajnie i na pewno gra się lepiej, nawet gdy te dwadzieścia osób krzyczy twoje nazwisko, to jest to miłe. Gdy w obecnej rundzie przyjechała do nas garstka fanów z Białobrzegów, z bębnem, flagami, to stadion inaczej wyglądał, żył. Tak powinien wyglądać obiekt piłkarski. Niestety, nawet w niedzielę podczas mojego pożegnania na stadionie panowała cisza jak makiem zasiał.

Który sezon barwach Sokoła uważa Pan za swój najlepszy?

Ciężko powiedzieć. Miałem dwa dobre sezony. W trzeciej lidze, gdy udało nam się awansować do drugiej, ale chyba jednak za najlepszy trzeba uznać poprzedni sezon. Wtedy nam szło. Kiedyś rozmawiałem z trenerem Tomaszem Muchińskim o słabszych występach Wojciecha Szczęsnego. Powiedział on, że jeśli całej drużynie nie idzie, to bramkarzowi także. Myślę, że trochę też pomagało szczęście, bo trzeba otwarcie przyznać, że golkiperowi musi sprzyjać choć jego odrobina. Przed rokiem byliśmy w ścisłej czołówce polskich drużyn, które tracą najmniej bramek.

W zeszłym roku Arek Świętosławski obiecał benefis, jednak chciał z tym poczekać na Pana. Jaka jest szansa, że obaj coś takiego zorganizujecie?

Na pewno za jakiś czas to się wydarzy, ale nie teraz. Święty jeszcze gra, a benefis organizuje się, gdy zawodnik całkowicie zaprzestanie występować w spotkaniach o punkty. Zamierzam to zorganizować w niedalekiej przyszłości – za rok, może dwa. Na razie jeszcze, że tak powiem – nie pali się. Mam zamiar zaprosić tych, bliższych, z którymi grałem, bo wszystkich chyba nie dałbym rady pomieścić. Być może zagramy spotkanie przyjaciele Arka Simy kontra przyjaciele Arka Świętosławskiego. Kto wie…

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments