AKTUALNOŚCI
Krzysztof Szabela

Po siedmiu latach pracy z młodzieżą w Sokole Aleksandrów Krzysztof Szabela postanowił zakończyć trenerską karierę. Szkoleniowiec awansował z zielono-białymi do ligi wojewódzkiej, a w rundzie jesiennej walczył o ligę Makroregionalną. Niestety mimo dobrych wyników jego podopieczni zajęli piąte miejsce w tabeli. Poniżej prezentujemy wywiad z byłym trenerem młodych aleksandrowian.

Jak ocenia Pan minioną rundę. Nie była ona wymarzona dla Pańskiej drużyny?

Przed sezonem zakładaliśmy sobie jeden podstawowy cel – chcieliśmy awansować do Ligi Makroregionalnej. Niestety, tego planu nie udało się zrealizować z kilku powodów. Myślę, iż przyczyną tego, że nie zajęliśmy pierwszego lub drugiego miejsca w tabeli była nasza nierówna postawa. Przede wszystkim, pierwszy mecz z Widzewem był w naszym wykonaniu bardzo nieudany. Można powiedzieć, że od razu zaczęliśmy od falstartu i później musieliśmy już gonić rywali. Kolejne mecze były już zupełnie inne. Pewne wygrane z Lechią Tomaszów i Strzelcami Wielkimi dodały nam wiary w siebie. Patrząc jednak na przebieg całej rundy, rozegraliśmy zbyt wiele mocno przeciętnych spotkań. Dobre mecze przeplataliśmy słabymi. Właśnie to uważam za główny powód tego, że zakończyliśmy rundę jesienną na tym, a nie na innym miejscu.

Mimo porażki w inauguracyjnym spotkaniu, udało się także dwa razy wygrać. Zwłaszcza zwycięstwo nad Lechią Tomaszów pozwalało mieć nadzieję, że jednak uda się powalczyć o wyższe cele?

Zgadza się, porażka z Widzewem w pierwszym meczu nie oznaczała wcale, że od razu straciliśmy szansę na awans do „makroregionu”. Praktycznie do przedostatniej kolejki mogliśmy zrealizować nasze przedsezonowe założenie. Cały czas mieliśmy szansę zająć pierwsze miejsce w lidze. Nie było więc tak, że do końca zepsuliśmy rundę. Mogliśmy zagrać w kilku meczach o wiele lepiej, zwłaszcza na wyjeździe z Widzewem i Lechią Tomaszów. Poza tym ogólnie, naszą główną bolączką były właśnie mecze wyjazdowe. W minionej rundzie praktycznie nie wygrywaliśmy na boisku przeciwników.

Patrząc na tabelę możemy zobaczyć, że jest ona dosyć „spłaszczona”. Drugi, Widzew zgromadził dziewiętnaście punktów, trzecia i czwarta ekipa po piętnaście. Tak naprawdę o losach tabeli zadecydował jeden mecz…

Tak jak już wcześniej wspomniałem, z naszego punktu widzenia zadecydowały dwa mecze – z Widzewem i Lechią. Gdybyśmy w tych spotkaniach zagrali na swoim stałym poziomie, to spokojnie moglibyśmy myśleć i walczyć o miejsce w barażach, a była i szansa na pierwsze miejsce, bo z Bełchatowem graliśmy jak równy z równym.

Co miało decydujący wpływ na postawę drużyny w meczach wyjazdowych?

Myślę, że na pewno jakiś wpływ na to miał fakt, że przed sezonem zostaliśmy poważnie osłabieni. Odeszło od nas trzech bardzo istotnych zawodników. Cała ta trójka strzeliła w minionym sezonie czterdzieści pięć bramek. Może to obrazować jaką siłę ofensywną straciliśmy. W ich miejsce do składu weszli zawodnicy, którzy musieli się ograć i dopiero wtedy zapełnili lukę. Potrzeba było czasu, żeby się wkomponowali w miejsce…

Jeżeli mielibyśmy znaleźć jakieś pozytywy minionej rundy, to co by to było?

Nie można powiedzieć, że ta runda poszła na straty. Były spotkania, w których zaprezentowaliśmy się z dobrej strony. Podkreślam, że ta runda nie jest naszą porażką. Mimo, że nie awansowaliśmy do Ligi Makroregionalnej, to nie robimy z tego dramatu. To co się nam udało, to wkomponowanie w miejsce zawodników, którzy od nas odeszli, zmienników, którzy godnie tę trójkę zastapili. Można powiedzieć, że na liderów drużyny wyrośli: Kamil Osajda i Robert Przybyła. Cieszy to tym bardziej, że ci chłopcy są z rocznika 1999.

Pańscy zawodnicy powoli otrzymują szansę gry w seniorskich drużynach. Jakub Rogalski zadebiutował w III lidze. Jak trener sądzi, czy potencjał tych zawodników pozwoli im już wiosną powalczyć o miejsce w „osiemnastce”?

Bardzo ważne jest to, żeby sami zawodnicy wierzyli, że mają szansę zaistnieć w piłce seniorskiej oraz w to, że ktoś będzie na nich stawiał. Muszą zdawać sobie sprawę, że nawet jeżeli raz im coś nie wyjdzie, to dostaną kolejną szansę, aby się zaprezentować. Uczestnictwo w treningach pierwszej drużyny to już spora zachęta, aby pracować jeszcze ciężej i nieustannie podnosić swoje umiejętności. Czy na dzień dzisiejszy spełniają oni warunki piłki seniorskiej? Trudno mi powiedzieć… Chłopcy muszą przekonać do siebie swoją postawą na boisku. Powinni jeszcze bardziej wdrążyć się w trening seniorski, a wierzę, że z biegiem czasu pokażą, na co ich naprawdę stać. To czy będą w stanie grać w meczach mistrzowskich zależy głównie od dwóch czynników: ich samych oraz trenera pierwszej drużyny. Moim zdaniem brakuje im jeszcze trochę warunków fizycznych, ale mają jeszcze czas, żeby nad tym popracować.

Czy wygrana w turnieju Costa Brava Cup rozgrywanym w Barcelonie, osłodziła choć trochę ligowe niepowodzenie?

Na pewno po turnieju w Barcelonie morale drużyny wystrzeliły w górę. W stolicy Katalonii zespół walczył jakby grał o Mistrzostwo Świata, za co bardzo go cenię. Miło było usłyszeć Mazurka Dąbrowskiego na hiszpańskiej ziemi, tym bardziej, że na turnieju byliśmy chwaleni z każdej strony. Wiele osób mówiło, że gramy dobry futbol, więc na pewno jest to jakaś osłoda.

Jak wspomina Pan lata pracy trenerskiej z zawodnikami z rocznika 98/99?

Zaczynaliśmy siedem lat temu i to, co bardzo mnie cieszy, to fakt, że w drużynie do dziś trenuje kilku zawodników, którzy wtedy zaczynali swoją przygodę z piłką. Są to Dominik Pecyna, Wiktor Kaźmierczak, Jakub Wilanowski oraz Jan Kacprzak. Z nimi przeżyłem w tej drużynie najwięcej. Pamiętam, że zaczynaliśmy od porażek. Przegrywaliśmy mecze z okolicznymi drużynami, nie mówiąc już o konfrontacjach z takimi ekipami, jak ŁKS Łódź, SMS, Widzew, czy GKS Bełchatów, z którymi na początku naszej drogi przegrywaliśmy nawet po 7:0. Na przestrzeni tych lat widać jaki zrobiliśmy progres. W ostatnim meczu z Widzewem wygraliśmy 3:1. Dla mnie, jako trenera jest to bardzo miłe uczucie, że doścignęliśmy piłkarskie marki województwa łódzkiego. Pamiętam nasz ostatni mecz z GKS Bełchatów, gdzie bełchatowianie prowadząc 1:0 grali na czas i wybijali piłkę jak najdalej od własnego pola karnego. To świadczyło o tym, że darzą nas respektem. Poza tym, przez te siedem lat zagraliśmy setki spotkań, które dawały nam mobilizację do jeszcze lepszej pracy. Dużo było spektakularnych zwycięstw, jak dwukrotna wygrana po 28:0 z Kolejarzem Łódź i Startem Brzeziny. To też było dla nas dużym osiągnięciem i czymś co się pamięta przez długie lata. Wspominamy także dziesiątki turniejów, z których udało się przywieźć wiele pucharów. Były fantastyczne wyjazdy na różnego rodzaju obozu, czy to letnie, czy zimowe. Tych przeżyć jest bardzo wiele i nie sposób o wszystkich teraz wspomnieć i streścić w paru słowach. Oczywiście zdarzały się również porażki. Starałem się jednak wyciągnąć z nich wnioski. Dawały nam one przysłowiowego „kopa” do wzmożonej pracy. Myślę, że dzięki temu, że przegraliśmy kiedyś jakiś mecz, to później kilka z nich wygraliśmy. Wiadomo, iż porażka uwidacznia nam nasze mankamenty, ale trzeba z niej wyciągnąć odpowiednie wnioski i później pracować tak, by one się już nie powtórzyły.

Ciężko było podjąć decyzję o opuszczeniu drużyny?

Jest to kawałek wycięty z mojego życia, aczkolwiek niezmiernie miło będę wspominał okres pracy z tą drużyną. Na zajęcia zawsze przychodziłem z przyjemnością. Nie było to dla mnie wyrzeczeniem. Musiałem dojrzeć do podjęcia takiej decyzji, żeby przestać trenować ten zespół, ponieważ wycisnąłem z niego wszystko, co mogłem. Praca z drużyną juniorów kosztowała mnie dużo czasu, którego oczywiście nie żałuję, jednak teraz chciałbym trochę odpocząć od piłki. Będzie to niezwykle ciężki, bo ciągnie wilka do lasu.

Źródło: tssokol.pl

Subskrybuj
Powiadom o

0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments