AKTUALNOŚCI
Napoleon – chluba Łodzi

Jego grób odwiedzą dziś setki jeśli nie tysiące sympatyków piłki nożnej. Leszek Jezierski wspominany jest nie tylko przez sympatyków Łódzkiego Klubu Sportowego. Wiele serca włożył w rozwój Widzewa, a jako zawodnik grał pod koniec kariery w Starcie. Młodszym kibicom przypomnijmy postać legendarnego już niemalże Leszka Jezierskiego.


tomadex wszystko dla kibica

Leszek Jezierski karierę piłkarską rozpoczynał w Lubliniance. Podczas odbywania służby wojskowej był zawodnikiem Legii Warszawa. W ekipie „Wojskowych” czuł się jednak niedoceniany i jako 24-latek w 1953 roku przeniósł się do Łodzi. Wraz z nim, do drugoligowego wówczas ŁKS-u trafili m.in. Władysław Soporek, Henryk Szymborski i Jan Kłaczek. Ich przyjście zbiegło się w czasie z nastaniem jednego z najpiękniejszych okresów w historii klubu. Po szybkim powrocie do ligowej elity, ełkaaesiacy z Jezierskim w składzie najpierw wywalczyli wicemistrzostwo Polski w 1954 roku, a następnie sięgnęli po krajowy puchar (w 1957 r.) i upragnione mistrzostwo Polski (w 1958 r.). Dobrą postawę Jezierskiego docenili także ówcześni selekcjonerzy reprezentacji – łącznie w biało-czerwonych barwach pochodzący z Lublina zawodnik wystąpił 6 razy i zdobył jedną bramkę. Pod koniec sportowej kariery Jezierski grał jeszcze w łódzkich zespołach Startu oraz Włókniarza, a także w Stomilu Poznań.

Jako zawodnik Leszek Jezierski osiągnął wiele, jako trener – jeszcze więcej. Z sukcesami pracował w największych polskich klubach. W prestiżowym plebiscycie „Piłki Nożnej” trzykrotnie wybierano go zresztą „Trenerem Roku”. Od końca lat 70. Jezierski był także etatowym kandydatem na selekcjonera reprezentacji Polski. Poprowadzenie ekipy biało-czerwonych było jego zawodowym największym marzeniem. Słynący z ostrych wypowiedzi Jezierski zawsze okazywał się jednak niewygodną postacią dla kolejnych szefów PZPN-u… To właśnie on jednak, a nie jego koledzy po fachu od kibiców i dziennikarzy doczekał się dwóch bardzo charakterystycznych przydomków. Z racji stażu pracy był „Dziekanem polskich trenerów”, a z racji wzrostu – „Napoleonem”.

Szanowała go cała Polska

Pierwszym jego większym sukcesem na ławce trenerskiej było mistrzostwo Polski juniorów z ekipą MKS Hala Łódź. Później lista osiągnięć rosła w błyskawicznym tempie. Wprowadzenie Widzewa z ligi okręgowej do ekstraklasy, mistrzostwo Polski z Ruchem Chorzów, jedyne w historii klubu wicemistrzostwo kraju z Pogonią Szczecin i aż pięciokrotna praca w Łódzkim Klubie Sportowym. Ponadto, Jezierski z dobrej strony dał się zapamiętać jako szkoleniowiec Lecha Poznań i Zawiszy Bydgoszcz.

Sposobem bycia i osiąganymi wynikami Jezierski zjednał sobie szacunek całej piłkarskiej Polski. – Miał wielu przyjaciół. W jego przypadku, jak rzadko, sprawdzało się powiedzenie, że piłka jednoczy ludzi. Leszek żył piłką cały czas, trudno z nim było porozmawiać na jakieś inne tematy. W Sokolnikach, gdzie mieszkaliśmy obok siebie, często odbywaliśmy takie spacery poświęcone futbolowi. Leszek zaczynał dzień od lektury gazet, a później pytał mi się, czy czytałem ten czy tamten artykuł. Zawsze odpowiadałem mu, że nie muszę, bo on i tak zaraz mi wszystko opowie – wspomina Czesław Fudalej, jeden z najbliższych przyjaciół Jezierskiego, a obecnie przewodniczący Rady Trenerów ŁZPN. – Jako zawodnik Leszek przeszedł dużo i potrafił przenieść to później na boisko jako szkoleniowiec. Poza tym, kochał młodzież. Bardzo często obserwował rozgrywki w niższych ligach, starając się wyłowić kolejne „perełki”. Miał przy tym niesamowitego farta – dodaje Fudalej, który Jezierskiego poznał jeszcze w czasach, kiedy Start Łódź występował w drugiej lidze. – Co mogę jeszcze powiedzieć? Uczyć się od niego fachu trenerskiego to była czysta przyjemność. A organizowane obecnie takie turnieje młodzieżowe jego imienia, to najlepszy rodzaj pomnika, którego Leszek mógł doczekać…

Po pierwsze, ciężka praca

Najważniejsze, że punkty zostały w Łodzi – to tylko jedno z powiedzonek autorstwa „Napoleona”, które na stałe weszły do sportowego słownika w naszym mieście. – Na każdym kroku powtarzał też, że „w sporcie nie ma wrogów, są rywale”. Na boisku była twarda walka, ale po meczach normalnie rozmawiał ze wszystkimi. I pewnie dlatego, podobnie jak Kazimierz Górski, był tak bardzo lubiany – przypomina Henryka Jezierska, wdowa po najwybitniejszym łódzkim trenerze.

Jako szkoleniowiec, „Napoleon” słynął też z tzw. ciężkiej ręki. – Jeżeli noga ci nie odpada, możesz zasuwać dalej – taką właśnie zasadę starał się przekazywać swoim podopiecznym. O tym, że sprawdza się ona do dzisiaj, można przekonać się patrząc na wyniki Śląska Wrocław, prowadzonego przez Oresta Lenczyka, czyli obecnego „Nestora” polskich trenerów…

Co ciekawe, Leszek Jezierski nigdy nie był miłośnikiem trenerskiego talentu Franciszka Smudy. Będąc członkiem Wydziału Szkolenia, protestował przeciwko wydaniu „Franzowi” licencji trenerskiej. Chodziło o słynne już uprawnienia do pracy w Polsce na podstawie stażu w szkole trenerskiej w Kolonii.  – Smuda przeszedł tam kurs instruktora, który uprawniał go jedynie do prowadzenia… LZS-ów.  Dzięki mojemu uporowi Franciszek uzupełnił wykształcenie, wziął się w końcu do roboty – podkreślał w jednym z wywiadów Jezierski, który do samego końca wątpił w szkoleniowe umiejętności Smudy. – Nie sztuką jest osiągać sukcesy, kiedy ma się najlepszych piłkarzy. Poza tym, zawsze pozostawiał po sobie spaloną ziemię – mawiał o obecnym selekcjonerze.

A o tym, że akurat Jezierski miał nosa do wyławiania talentów zarówno piłkarskich, jak i trenerskich nie trzeba nikogo przekonywać. To właśnie on jako trener rezerw ŁKS-u wypatrzył w maleńkim Stargardzie niejakiego Kazimierza Deynę. To on wprowadzał do ekipy Widzewa między innymi Zbigniewa Bońka, Pawła Janasa czy Stanisława Burzyńskiego. To on wpadł na pomysł, aby usposobionych wcześniej ofensywnie zawodników, jak Ryszard Polak, Marian Galant czy Zdzisław Kostrzewiński przekwalifikować na wysokiej klasy obrońców. To wreszcie u niego pierwsze trenerskie szlify pobierali choćby Marek Chojnacki, Grzegorz Wesołowski, Rafał Ulatowski, Marek Dziuba czy wspomniani wcześniej Janas i Polak.

Po drugie, pomoc innym

Wiele pomógł zarówno mnie, jak i innym trenerom w Łodzi i regionie. Pierwszy raz spotkałem go, będąc szkoleniowcem łódzkiego Orła. Bliżej mieliśmy okazję się poznać, kiedy byłem trenerem Zawiszy Bydgoszcz, a on prowadził Pogoń Szczecin. Byliśmy wówczas na zgrupowaniu w tym samym miejscu. Choć nigdy nawet śmiałem o to prosić, później sam udzielał mi swego rodzaju konsultacji. Podpowiadał, co mam zrobić, jak prowadzić zajęcia. Razem też analizowaliśmy wybrane mecze – wspomina obecny szef ŁZPN. – Był też znakomitym działaczem. Rozumiał piłkę, postępował zgodnie z duchem tej dyscypliny. Wiele ludzi wiele mu zawdzięcza. Nic zatem dziwnego, że do tej pory często rozmawia się na jego temat w środowisku. Nie tylko w naszym okręgu, ale i na szczeblu centralnym – dodaje Potok.

Wielka postać, nawet najmłodszym miłośnikom piłki w Łodzi nie trzeba mówić, kim był Leszek Jezierski. Robimy wszystko, aby te wspomnienia o nim były ciągle żywe. Cieszymy się, że możemy organizować te rozgrywki dwunastolatków. Dla tych młodych chłopców z całego kraju to pierwsza tak poważna ogólnopolska impreza. Od jesieni dopiero zaczynają rywalizować w zmaganiach o Puchar Górskiego. To też swojego rodzaju symbol. Najpierw ich rozgrywkom patronuje Leszek Jezierski, a później Kazimierz Górski. Dwóch wybitnych trenerów, dwie znakomite osobowości – podkreśla Potok.

Sternik łódzkiego futbolu nie ma też wątpliwości, że kandydatura Leszka Jezierskiego jest jedną z najpoważniejszych, jeśli chodzi o patrona stadionu miejskiego, który miałby powstać przy al. Unii. – Drugą taką osobą jest Władysław Król. Z kolei nowy stadion budowany na Widzewie powinien nosić imię Ludwika Sobolewskiego – nie ukrywa prezes ŁZPN.

Mało kto wie, że Leszek Jezierski przyczynił się także do przyznania Polsce (i Ukrainie) przyszłorocznych mistrzostw Europy. – Na rok przed decyzją europejskiej federacji, Leszek wraz Kazimierzem Górskim i Grzegorzem Lato polecieli na Ukrainę uzgadniać szczegóły naszej kandydatury z Grigorijem Surkisem. Pisały nawet o tym ukraińskie gazety – opowiada Henryka Jezierska. – No cóż, pozostaje mieć nadzieję, że będą to udane pod każdym względem mistrzostwa…

Po trzecie, dusza towarzystwa

Co zrozumiałe, sport w domu państwa Jezierskich zawsze był na pierwszym planie. – Leszek nigdy nie był zawistny. Był koleżeński do ostatnich chwil. Był normalnym człowiekiem, po prostu. Miał wielu znajomych także w innych dyscyplinach. Dlatego w naszym domu zawsze gościło wiele osób związanych ze sportem. Sami również często rozmawialiśmy o meczach i je oglądaliśmy. A jak nie było akurat żadnego spotkania piłkarskiego, to oglądało się inne sporty – wspomina Jezierska, która sama trenowała pływanie i skoki do wody. Później również miała ścisły związek ze sportem, choć już zupełnie innego rodzaju. Jako lekarka… odbierała porody dzieci wielu zawodników. – Między innymi Zbyszka Bońka i Tadzia Gapińskiego. Miałam ogromną frajdę i satysfakcję, że mogłam im pomóc w ten sposób – przyznaje. Niewiele zresztą brakowało, żeby również sam Jezierski zamiast trenerskiego dresu nosił lekarski fartuch. Z myślą o stomatologii rozpoczął nawet studia na Akademii Medycznej, ale po roku zdecydował się postawić na sport. Zawsze jednak podkreślał, że „sport i medycyna to jedyne dwie apolityczne dziedziny życia”.

Mam nadzieję, że wielu z tych młodych chłopców, rywalizujących w turnieju jego imienia, założy kiedyś reprezentacyjną koszulką. Tak, jak czyniły to kolejne pokolenia wychowanków Leszka – podkreśla Henryka Jezierska. – Cieszę się, że dzięki takim imprezom, ludzie nie tylko czczą jego pamięć, ale przede wszystkim, przyczyniają się do rozwoju i propagowania piłki nożnej. Czyli najbardziej popularnej dyscypliny w naszym kraju – zaznacza pani Henryka.

Leszek Jezierski ostatnie lata swojego życia spędził w swoim domu w Sokolnikach-Lesie. Późnym popołudniem, 12 stycznia 2008, po przewiezieniu go z Sokolnik do łódzkiego szpitala, zmarł na atak serca. Pogrzeb trenera odbył się 18 stycznia w Alei Zasłużonych Cmentarza Komunalnego na Dołach w Łodzi (kwatera XV, rząd 49, grób 22).

Autor tekstu: Bartosz Król

Subskrybuj
Powiadom o

1 Komentarz
Inline Feedbacks
View all comments
Koluszkowiak
12 lat temu

* Takiego mistrza Łódź już nie będzie miała. Chwała naszemu Napoleonowi.*