Tomasz Szulc nie zostanie prezesem Łódzkiego Związku Piłki Nożnej, a wszystko wskazuje na to, że marcowe wybory wygra Adam Kaźmierczak – urzędujący prezes. Poniżej rozmowa z biznesmenem, który w okresie świąteczno-noworocznym zorganizował promocyjne spotkania z klubami z niższych klas rozgrywkowej i jednocześnie, promując markę KEEZA, sondował możliwość wejścia do zarządu ŁZPN.
Łódzki Futbol: Wieść gminna niesie, że zakończyła się już rywalizacja wyborcza w ŁZPN. Z uwagi na fakt, że właściwie temat zakończył się na etapie wyboru delegatów z niskich lig na marcowe wybory władz związku, warto było podejmować trud rywalizacji?
Tomasz Szulc: Oczywiście, że było warto. Przez ostatnie miesiące spotkałem wielu wspaniałych pasjonatów piłki nożnej: działaczy, zawodników, sędziów i trenerów. Fajnie, że nasze rozmowy zaowocowały 13 postulatami. Pan Prezes nawet dostrzegł potrzebę spotkania się z środowiskiem niskich lig. Co prawda na wstępie zaznaczył, że postulaty są niemożliwe do spełnienia, ale coś czuję, że ich niemożliwość wynika przede wszystkim z faktu, że ja je firmowałem swoim nazwiskiem. Teraz, kiedy mojego nazwiska nie ma na liście delegatów może Pan Prezes będzie bardziej skłonny do realnej analizy wyrażonych założeń.
Łódzki Futbol: No właśnie głosowania nie były dla Pana i osób wspierających Pana zbyt łaskawe. Odpadliście. Obecna władza pozostaje niezagrożona. Czas wyprowadzić sztandar…
Tomasz Szulc: Nie jest do końca prawdą, że wszyscy zostaliśmy wyeliminowani. Parę osób pozostało w grze. Nigdy publicznie nie mówiłem, że to ja będę kandydatem na prezesa. Będziemy jeszcze rozmawiać z pozostającymi na placu boju ludźmi, jaką obierzemy strategię działań. Swoją drogą wiele osób zobaczyło na żywo, jak wyglądały te wyborcze spotkania, które odbyły się w minionym tygodniu. Obecne władze związku musiały zmobilizować wszystkie odwody, by usunąć oponentów. Tak więc kluby od Ekstraklasy począwszy a na 4 lidze skończywszy wyselekcjonowały, którzy przedstawiciele lig niższych są godni by oddać głos w marcowych wyborach na władze związku. Nie wspominając o demobilizacji delegatów niskich lig, by odpuścili sobie udział w wyborach.
Łódzki Futbol: Sugeruje Pan, że rywalizacja nie była czysta?
Tomasz Szulc: Rywalizacja od samego początku była daleka od zasad demokratycznego wyboru. Statut ŁZPN przewidział wiele furtek dających przewagę obecnym władzom. Kiedyś już wspominałem, że o zasadach w jakich odbywają się wybory decyduje zarząd, który nomen omen ma możliwość głosować. Lista delegatów uprawnionych do głosowania również znana była jedynie władzom związku. Wielu delegatów musiało się upewniać czy są na liście i w którym okręgu głosują. A już samo spotkanie wyborcze i stworzone warunki do głosowania – brak miejsca by głosować w sposób realnie tajny wywierały presję na tych co zdecydowali się wyrazić odmienne zdanie od jedynego słusznego nurtu. Mimo tego wszystkiego I tak 40% delegatów lig niższych oddało głos na moją spontaniczną grupę I śmiem twierdzić, że gdyby nie ciśnienie wywołane przez Pana Prezesa, by stawili się wszyscy możliwi delegaci, wynik mógł być zdecydowanie lepszy dla nas.
Łódzki Futbol: W takim razie co dalej?
Tomasz Szulc: Jak wspomniałem czeka nas spotkanie z osobami, które pozostały na placu i decyzja czy podejmą się dalszej rywalizacji. Decyzja dla nich nie będzie łatwa, bo nie zakładali takiego obrotu spraw. Jednak bez względu na to chciałbym zaoferować, że jestem otwarty do rozmów o wsparciu tytularnym niskich lig, by pomóc środowisku. Jeśli tylko Pan Prezes będzie skłonny usiąść ze mną do rozmów. Wspólnie łatwiej będzie zrealizować postulaty środowiska, jak będą środki. No chyba, że Pan Prezes znajdzie innych chętnych to się nie pcham. Zapewniam jednak, że ludzie prowadzący dziś kluby w niskich ligach warci są tego by okazać im pomoc, która nie zawsze jest nakierowana jedynie na finansowe wsparcie. Czasem człowiek dedykowany dla ligi do kontaktu wystarczy.