Warta Sieradz należy do ścisłej czołówki trzecioligowych drużyn w tym sezonie. Organizacyjnie i finansowo klub z Sieradza odstaje jednak najprawdopodobniej od wszystkich. Klubowa kasa świeci pustkami, a prezes Andrzej Miller przyznaje, że przed nim i zarządem klubu dużo ciężkiej pracy.
– Gdybym wiedział, że sytuacja jest aż tak ciężka to nie zgodziłbym się być prezesem – mówi wprost Andrzej Miller, który niedawno zastąpił na stanowisku Piotra Haraszkiewicza. – Największy problem to oczywiście finanse. Powoli prostujemy zaległości w Urzędzie Skarbowym. Mamy zadłużenie także wobec firm transportowych i związków piłkarskich. W samym ŁZPN zalegamy 41 tysięcy złotych, a w OZPN Sieradz 5 tysięcy. Do tego dochodzą jeszcze zaległości i niewypłacone pieniądze trenerowi Jóźwiakowi i zawodnikom – dodaje prezes.
Szansą na spłacenie części zaległości jest obiecane 100 tysięcy złotych z miasta. Klub musi jednak mieć aktualny wpis w KRS. – Złożyliśmy już dokumenty i czekamy. Mam nadzieję, że w połowie kwietnia uzyskamy nowy wpis i dostaniemy obiecane pieniądze. Obecnie ja i członkowie zarządu chodzimy i prosimy o pieniądze lokalnych przedsiębiorców. Przypomina to żebranie, ale innego wyjścia nie ma. Przed zawodnikami teraz mecz z Wieluniem. Możemy ich zmotywować słowem oraz tym, że jest szansa w tym tygodniu na wypłaty za styczeń. Dobrze, że mamy umowę sponsorską z firmą Medana i innymi drobniejszymi przedsiębiorcami. To pozwala nam jakoś funkcjonować – przyznaje Andrzej Miller.
Czasu na spłaty zaległości nie ma dużo. Warta musi mieć wyprostowaną sytuację z dłużnikami gdyż może nie dostać licencji na przyszły sezon. Najważniejsze wydają się być zaległości w Urzędzie Skarbowym oraz wobec byłych zawodników.
– Powiedzieliśmy sobie wraz z zarządem, że spróbujemy Wartę wyprowadzić na prostą w ciągu najbliższych dwóch lat. Będzie to trudne zadanie, ale na pewno się nie wycofamy – zapewnił prezes.