AKTUALNOŚCI
Mamrot z Bąkowej Góry

Groundhopping  czyli turystyka stadionowa jest jak nałóg. Wytrawny groundhopper wciąż wynajduje sobie nowe obiekty piłkarskie na których jeszcze nie był. Szczególnie ciekawe są wyjazdy na mecze drużyn z najniższych szczebli rozgrywkowych. W niedzielne popołudnie Przemek Jafra wybrał się na mecz do Bąkowej Góry. Oto jego wrażenia.

Niedzielny wczesny poranek. Od jednego z moich kolegów dostaję krótką wiadomość tekstową abym włączył komputer i uruchomił jeden z popularnych komunikatorów. Znajomy, który podobnie jak ja jest miłośnikiem groundhoppingu, proponuje wyjazd na mecz piotrkowskiej klasy B. Szybko sprawdzamy gdzie może być ciekawie. Naszą uwagę przykuwa mecz w Bąkowej Górze gdzie miejscowy BG Sport zagra z Wartą Pławno, którą od trzech spotkań prowadzi były reprezentant Polski Sławomir Majak. Wyjazd do Bąkowej Góry jest bardzo kuszący. Żaden z nas nigdy jeszcze nie był na obiekcie lidera piotrkowskiej klasy B (grupa II). Bez wahania zapada decyzja – jedziemy.

Mecz zaczyna się o 13.00. Chcemy dobrze przyjrzeć się obiektowi, stąd do Bąkowej Góry ruszamy już o 11.30. Na około godzinę przed meczem jesteśmy na miejscu. Boisko jak na klasę B przyzwoite. Plac gry dość mały, ale murawa w dobrym stanie. W grze piłkarzom nie powinno więc nic przeszkadzać, może z wyjątkiem zalegających liści. Naszą uwagę przykuwa umieszczone na ogrodzeniu hasło wywieszone przez miejscowych fanów „Walcząc możecie przegrać, bez walki nie wygracie nigdy”. Piłkarze z Bąkowej Góry najwyraźniej wzięli sobie do serca to hasło. W tym sezonie przegrali tylko raz i zdecydowanie przewodzą w tabeli. Sporym zaskoczeniem było dla nas usytuowanie szatni dla zawodników. Ta przeznaczona dla gości mieści się tuż przy boisku z przysposobionego na ten cel budynku gospodarczego. Gospodarze mają dużo lepiej. Przebierają się w położonej nieco dalej szkole.
Po pierwszych obserwacjach postanawiamy udać się do sklepu, aby kupić coś do zjedzenia. U autochtonów zasięgamy języka i już wiemy, że w Bąkowej Górze są dwa sklepy, w tym jeden bardzo blisko boiska. Miejscowi uprzedzają nas, że nie mamy co iść bo oba sklepy na pewno są zamknięte z powodu przerwy obiadowej. Mimo wszystko ryzykujemy i ruszamy w kierunku pierwszego. Przed sklepem okazuje się, że miejscowi mieli rację. Sklepowa na obiedzie, więc z zakupów nici. Po chwili podchodzi do nas jeden (lekko już wstawiony) klient, który również czeka na otwarcie sklepu. Przedstawia się. Orientujemy się, że pan Ryszard zna w Bąkowej Górze wszystkich, bo bez trudu rozpoznał w nas przyjezdnych. Pytamy go o drugi sklep. Pan Ryszard informuje nas, że nie mamy po co tam iść, bo też pewnie zamknięte.

Tu zaraz sprzedawczyni przyjedzie – informuje. – Musicie tylko chwilkę poczekać. Do meczu macie jeszcze trochę czasu a tu kupicie piwo, wino, colę. Pan Ryszard ma rację. Sprzedawczyni istotnie po paru minutach przyjeżdża rowerem i otwiera sklep. Asortyment w nim bogaty. Naszą uwagę przykuwa zwłaszcza jeden produkt stojący na półce. To wino o nazwie „Mamrot z Wilkowyj”.

Niska cena trunku wskazuje, że bynajmniej nie pochodzi ono z francuskich winnic a jest naszym rodzimym produktem. Widząc nasze zainteresowanie sprzedawczyni zachwala towar informując, że zostało zaledwie kilka sztuk, bo większość sprzedała się w sobotę podczas miejscowej zabawy. Sprzedawczyni nas nie przekonała. Kupujemy tylko napój (bezalkoholowy) i ciastka na wagę.
Wracamy na stadion. Piłkarze są już na rozgrzewce. Widzów też coraz więcej. Nie dziwi nas to. Wszak niedzielny mecz piłkarski to dla mieszkańców Bąkowej Góry wydarzenie weekendu, z którym o palmę pierwszeństwa może konkurować jedynie sobotnia zabawa. Na trybunach prawie każdy zaopatrzony jest w „złocisty napój”. Niektórzy mają nawet coś mocniejszego. Miejscowi liczą na kolejne trzy punkty. Rywal z Pławna niby ma mało punktów, ale odkąd trenerem został Sławomir Majak Warta nie przegrywa. Fani gospodarzy są jednak pewni swego. Liczą zwłaszcza na miejscowego snajpera Damiana Michalskiego.
13.00 – rozpoczyna się mecz. Poczynaniami gości z ławki rezerwowych kieruje trener Majak. Gospodarze szybko uzyskują przewagę i kwestią czasu pozostaje kiedy strzelą pierwszego gola. W 23. minucie błąd obrony gości bezlitośnie wykorzystuje Michalski i jest 1:0 dla miejscowych. Chwilę potem może być 2:0 ale tym razem górą jest bramkarz Warty. Gospodarze nie zrażeni niepowodzeniem dalej atakują. W 32. minucie Kamil Cichoń zagrywa do Michalskiego. Ten ma przed sobą tylko pustą bramkę. Takich okazji kapitan gospodarzy nie marnuje. Jest 2:0. Sześć minut później Michalski wychodzi na pozycję sam na sam z bramkarzem. Będzie klasyczny hat-trick? Nie. Tym razem górą golkiper. W 40. minucie gospodarze mogli strzelić trzeciego gola, ale piłka po uderzeniu Łukasza Raczyńskiego trafiła w słupek.
Po zmianie stron gospodarze szybko strzelają trzeciego gola. Po rzucie rożnym na listę strzelców wpisuje się Mateusz Patek. Jest już po meczu. Z kibiców schodzi powietrze. Wiedzą już, że ich pupile zdobędą trzy punkty. Wśród miejscowych zaczynają dominować luźne tematy. – Co ja jutro będę robił? – zastanawiał się jeden ze stojących za nami kibiców – Chyba gnój muszę wyrzucić? Stojąca niedaleko młoda dziewczyna żali się, że zjedzone wczoraj grzyby nie wypłynęły pozytywnie na jej układ trawienny. Miejscowi maja też sensację. W końcu zauważyli, że przy ławce gości stoi Majak. Kilku z nich idzie zrobić sobie zdjęcia z byłym reprezentantem Polski. Trener Majak nie odmawia kibicom pamiątkowych zdjęć. Jeden ze stojących obok sympatyków piłki nożnej bierze nas za futbolowych laików i w kilku zdaniach przedstawia nam bogatą karierę piłkarską trenera Warty.
Końcówka meczu. Do głosu wreszcie dochodzą piłkarze gości. W 84. minucie sędzia dyktuje dla Warty rzut karny. Jego pewnym egzekutorem okazuje się Paweł Sznajder. Kibice gospodarzy podrywają się jeszcze w doliczonym czasie gry. Po jednej z akcji gospodarzy ludzie stojący pod drugą bramką krzyczą: Gol!!! Tylko dlaczego goście wznawiają grę spod swojej bramki?

Nie uznał gola – denerwują się „mocno zmęczeni oglądaniem meczu” kibice miejscowych. W końcu ktoś bardziej przytomny informuje ich, ze piłka spadła na siatkę a nie wpadła do bramki. Mecz się kończy. Gospodarze zasłużenie wygrywają 3:1.
Pora wracać do domu. Tylko potrzebna nam jakaś pamiątka z wyjazdu. Taka to już nasza tradycja. Wybór jest prosty. Kupimy Mamrota. Pić go nie będziemy. To będzie nasza pamiątka z wizyty w Bąkowej Górze. Udajemy się raz jeszcze do sklepu. A tam przy „złocistym płynie” trwa w najlepsze „pomeczowa analiza”. Mamy szczęście. Na półce jest jeszcze Mamrot. Prosimy o jedną sztukę. Gdy szykujemy 4 złote sprzedawczyni pyta nas czy mamy butelkę na wymianę. Nie mamy. Musimy więc dopłacić 50 groszy.

Za dwa tygodnie gramy następny mecz – informuje nas sympatyczna sprzedawczyni – Niech panowie przyjadą. Będzie świeża dostawa Mamrota.
Wracamy. Na miejscu znajomi nie wierzą własnym oczom. – Skąd macie Mamrota? – pytają. – Z Bąkowej Góry – odpowiadamy krótko.
Autor: pejot   

Subskrybuj
Powiadom o

6 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
abc
12 lat temu

Jafra puknij się w głowę!!!