Kilkudziesięciu kibiców Zapału Krzętów nie mogło pogodzić z porażką swojej drużyny i postanowiło powiedzieć wprost arbitrowi meczu co sądzi o prowadzeniu przez niego zawodów. Zapał przegrał z Luciążanką Przygłów 1:2 (0:0), a goście obie bramki zdobyli z rzutów karnych.

– Gram w piłkę dwadzieścia lat, ale takich cyrków nie widziałem – grzmiał po meczu mocno wzburzony Damian Urbański, były prezes Zapału. – Od początku mieli ten mecz wygrać goście i go wygrali. Drugiego karnego nie było, to jakiś śmiech na sali. Później jeszcze my zdobyliśmy wyrównującą bramkę, ale sędzia jej nie uznał. Przecież to się odechciewa grać w piłkę – dodał Urbański.

Piłkarz Zapału, który po spotkaniu otrzymał czerwoną kartkę, zwrócił jeszcze uwagę na jedną ciekawą rzecz.  – Omyłkowo rzut karny pod jedną z bramek wyznaczony był na ósmym metrze. Sędzia tego nie sprawdził i nakazał Luciążance wykonywanie karnych właśnie z tej odległości. A przecież powinien chyba sprawdzić przed meczem linie? – pyta retorycznie kierownik klubu z Krzętowa.

– To były ewidentne rzuty karne. Zarówno pierwszy jak i drugi.  Przez cały mecz ja i moi asystenci byliśmy wyzywani przez kibiców z Krzętowa. Po spotkaniu zebrała się grupa osób pod budynkiem klubowym i dość długo nie opuszczała obiektu. Do szatni przyszła policja i zapytała czy chcemy eskorty. Chwilę jednak poczekaliśmy i sytuacja się uspokoiła. Całą sprawę opisałem w pomeczowym protokole – skomentował krótko sędzia zawodów Piotr Kotarski.

– Rzeczywiście pod budynkiem zebrała się grupa kibiców, ale nie miała zamiaru nic robić sędziom. Po prostu ci ludzie chcieli zapytać sędziego dlaczego musieliśmy to spotkanie przegrać – kończy Urbański.

Sprawa meczu w Krzętowie znajdzie swój finał na Wydziale Dyscypliny OZPN Piotrków.