Cezary Stefańczyk jest kolejnym piłkarzem pozyskanym przez ŁKS Łódź. Wczoraj został przedstawiony dziennikarzom na konferencji prasowej. Udzielił także wywiadu dziennikarzowi lkslodz.pl (oficjalny portal Łódzkiego Klubu Sportowego).
Przyszedł pan z klubu, który wywalczył awans do I ligi. Gra w drużynie beniaminka ekstraklasy będzie nieco większym wyzwaniem?
Cezary Stefańczyk: Na pewno. Ekstraklasa różni się od pierwszej ligi, to są „wyższe progi”. Mam nadzieję, że podołam temu nowemu wyzwaniu.
W bydgoskim Zawiszy szybko wskoczył pan do pierwszego składu i stał się jednym z podstawowych zawodników. W ŁKS-ie będzie podobnie?
C.S.: Mam taką nadzieję, po to właśnie przychodzę do ŁKS-u. Nie chce siedzieć na ławce rezerwowych. Swoją grą udowodnię, że zasługuję na miejsce w pierwszym składzie. Na pewno nie będzie łatwo, wyczuwam dużą konkurencję, ale i tak uważam, że uda mi się zostać podstawowym graczem.
W Zawiszy był pan jednym z najbardziej ambitnych i walecznych zawodników, czego dowodzi dziewięć żółtych kartek w ostatnim sezonie – najwięcej w drużynie. Ponadto w ostatnim meczu grał pan pomimo anginy.
C.S.: Sytuacja była taka, że nie mogłem sobie pozwolić na opuszczenie tego meczu. Koledzy też grali na zastrzykach przeciwbólowych. Graliśmy o awans i nikt nie zważał na zdrowie. Na szczęście udało mi się wystąpić w tym meczu i pomóc druzynie w zwycięstwie.
Jakie są piłkarskie atuty nowego obrońcy ŁKS-u?
C.S.: Ciężko mi się w ten sposób reklamować. Zobaczycie po pierwszych meczach. Mogę tylko dodać, że w Zawiszy wykonywałem stałe fragmenty gry i nieźle mi to wychodziło.
Miał pan już wcześniej kontakt z łódzkimi kibicami – podczas charytatywnego meczu ŁKS-Zawisza w 2009 roku.
C.S.: Tak, pamiętam, że przyjechaliśmy pomóc Łódzkiemu Klubowi Sportowemu, bo wtedy sytuacja zespołu nie była ciekawa. Bardzo się cieszę, że kibice Zawiszy mają „zgodę” z fanami ŁKS-u. Wtedy na meczu było dużo ludzi i panowała bardzo fajna atmosfera. Jestem przekonany, że w nadchodzącym sezonie będzie podobnie.
Miał pan okazję grać w jednej drużynie z dwoma zasłużonymi dla ŁKS-u piłkarzami – Zdzisławem Leszczyńskim i Igorem Sypniewskim. [w sezonie 2001/2002 w RKS Radomsko – przypis red.]
C.S.: Cieszę się, że zadałeś to pytanie. Zawsze kiedy ktoś mnie pyta jacy piłkarze wywarli na mnie największe wrażenie mówię, że grałem ze Sławkiem Wojciechowskim z Bayernu Monachium, ale to Zdzisław Leszczyński jest dla mnie największym „profesorem”. Także Igor Sypniewski grał wtedy niesamowicie. Po prostu bawił się piłką, przerastając przy tym wszystkich o klasę albo nawet o dwie! Bardzo się cieszę, że miałem okazję z nimi grać.
Jak według pana będzie wyglądała drużyna ŁKS-u grająca w ekstraklasie w sezonie 2011/2012?
C.S.: Ciężkie pytanie. Zobaczymy jak nas trener poustawia, na pewno będziemy walczyć o jak najlepsze miejsce. Myślę, że środek tabeli albo nawet jej „górna” połowa to będzie już całkiem fajny rezultat. Do zespołu na pewno jeszcze ktoś dołączy, więc myślę, że poradzimy sobie w ekstraklasie.
Miał pan oferty z innych klubów? Dlaczego wygrała propozycja ŁKS-u?
C.S.: Miałem propozycje z trzech klubów pierwszoligowych i z bydgoskiego Zawiszy. Jeśli miałbym między nimi wybierać, to bez względu na pieniądze zostałbym w Zawiszy, ale kiedy pojawiła się oferta z ekstraklasowego ŁKS-u nie zastanawiałem się długo. Tym bardziej, że dla bydgoskiego klubu nadeszły trudne czasy – są straszne „zawieruchy” za linii zarząd-miasto. To też utwierdziło mnie w przekonaniu, że warto zmienić klub, bo niepewność była bardzo męcząca – nikt nie wiedział co wydarzy się następnego dnia.
W ŁKS-ie sytuacja organizacyjna wygląda zatem lepiej?
C.S.: Organizacyjne jest wszystko w porządku, ale musze podkreślić, że w Zawiszy też nie mogłem na to narzekać. Nie powiem złego słowa, bo warunki do rozwoju też były tam świetne. Mam nadzieję, że tutaj będzie tak samo.
Dziękuję za rozmowę i życzę udanego sezonu.
rozmawiał: Michał Winciorek (lkslodz.pl)