AKTUALNOŚCI
Samotność kontuzjowanego bramkarza

Tegoroczne Walentynki 24-letni bramkarz WKS Wieluń Rafał Kotecki zapamięta do końca życia. W 70. minucie sparingowego spotkania z Lechią Tomaszów Mazowiecki doznał straszliwej kontuzji. Kontuzji, która może uniemożliwić mu grę w piłkę do końca życia. To jednak nie koniec problemów zawodnika.


 

Okazuje się, że nie może on liczyć na pomoc tych, którzy powinni być w tej sytuacji jego największym wsparciem. Mowa o klubowych działaczach. Ale po kolei…

Pechowe Walentynki

W Tomaszowie Mazowieckim 14 lutego doszło do sparingowego spotkania dwóch trzecioligowych drużyn z naszego województwa. Miejscowa Lechia gra z WKS Wieluń. Wielunianie prowadzą do przerwy 1:0 po trafieniu Pawła Baraniaka. W przerwie dochodzi do zmiany w bramce gości. Konrada Przybylskiego zastępuje Rafał Kotecki. 24-letni golkiper w przerwie między rundami szukał nowego klubu, ale ostatecznie zdecydował się zostać w Wieluniu. To dla niego drugi sparing w okresie przygotowawczym. Jest 70. minuta meczu. Kotecki wychodzi do piłki, łapie ją i nagle niespodziewanie wpada w niego rozpędzony Dawid Stańdo. Kolanem uderza w głowę bramkarza. – Poczułem straszliwie mocne uderzenie, twarz wykręciła mi się w drugą stronę. Nie mogłem otworzyć oka, a jak udało mi się je otworzyć to widziałem podwójnie. Od razu poprosiłem o karetkę. Wiedziałem, że to coś bardzo groźnego – relacjonuje bramkarz. Karetka dojechała po 10 minutach i zabrała Koteckiego do szpitala. – To była jedna z najgorszych podróży w moim życiu. Byłem półprzytomny z bólu, plułem kawałkami pokruszonych zębów, bałem się o swoją przyszłość. W takich chwilach człowiekowi do głowy przychodzą różne myśli – mówi Kotecki.

Papiery0001Samotność w szpitalu

Z kontuzjowanym zawodnikiem do szpitala nie pojechał nikt z klubowych działaczy. – Do karetki wsiadłem w sportowym stroju. Do szpitala nie pojechał ze mną ani prezes, ani trener. Pojawili się dopiero po zakończonym meczu. Zapytali lekarza o to co mi się stało, zostawili torbę sportową i…pojechali. Zostawili mnie samego w obcym mieście. Ja byłem tak oszołomiony, że zapomniałem numeru do swojej narzeczonej. Udało mi się zadzwonić do ojca. Powiedziałem mu tylko, że stała się tragedia i jestem w szpitalu. Tato zadzwonił do prezesa, który powiedział mu, że na pewno nie zostanę bez pomocy. Obiecał, że oddzwoni do niego. Do dzisiaj nie zadzwonił – opowiada Kotecki.
Kontuzjowany bramkarz czekał w Tomaszowie kilka godzin na karetkę, która przewiozła go do szpitala im. Barlickiego w Łodzi. – Miałem szczęście, że trafiłem na bardzo przyjaznych sanitariuszy. Jeden z nich, któremu chcę dziś serdecznie podziękować, opiekował się mną po przywiezieniu do łódzkiego szpitala. Chodził ze mną od pokoju do pokoju, załatwiał wszelkie potrzebne dokumenty. Sam nie dałbym rady. Dowiedziałem się od okulistki, że z lewym okiem jest bardzo źle i jeśli nie dostanę szybko sterydów to mogę stracić w nim wzrok. Pierwszy termin operacji wyznaczono mi na 20 lutego. W szoku chciałem wyjść ze szpitala i przyjechać za kilka dni, ale mi to odradzono ze względu na obrażenia, których doznałem – mówi bramkarz.

IMG_20150214_180305A te są przerażające. Kotecki doznał:
– wieloodłamowego złamania ścian przedniej, bocznej górnej i tylnej zatoki szczękowej lewej z przemieszczeniem odłamów do wewnątrz,
– wieloodłamowego złamania kości jarzmowej lewej, bocznej i dolnej ściany oczodołu lewego,
– złamania skrzydła większego kości klinowej po stronie lewej,

Operacja i walka o przetrwanie

Operację zmasakrowanej twarzy Rafała Koteckiego udało się przyśpieszyć i ostatecznie miała ona miejsce w łódzkim szpitalu im. Barlickiego 17 lutego. Dwa dni później do kontuzjowanego zawodnika zadzwonił prezes. – Przez sześć dni żaden z działaczy nie zapytał o to jak się czuję i co dalej ze mną będzie. Nikt nie zapytał czy czegoś potrzebuję. Później z niedowierzaniem przeczytałem medialną wypowiedź prezesa klubu, który przekazał informację o tym, że czuję się dobrze i dopisuje mi humor. Trafił mnie wtedy szlag. Jak mogłem czuć się dobrze z 14 śrubami w twarzy i dwoma tytanowymi płytkami. Jak mógł mi dopisywać humor skoro ledwie co widziałem na lewe oko? Trener Marek Przybył też wypowiedział się w mediach przed sezonem, że jego zawodnicy mieli jakieś tam drobne urazy. Ale okazało się, że to dopiero początek moich perypetii z ludźmi, od których tak naprawdę powinienem uzyskać pomoc. Przecież ja swoje zdrowie zostawiłem na boisku. Reprezentowałem wtedy klub – Wieluński Klub Sportowy, który gra w III lidze – mówi zrozpaczony Kotecki.

rtg pooperacyjneZdaniem bramkarza WKS Wieluń nie zachowuje się fair w stosunku do niego i zalega mu pieniądze. – Przede wszystkim jest kwestia sporna ze stypendium. Umawialiśmy się na pewną kwotę przed rozpoczęciem rundy. Tymczasem prezes nie chce nawet o tym słyszeć. Co więcej od marca WKS jeszcze obciął mi stypendium przelewając na konto 1000 złotych. Jako jedyny nie dostałem od klubu żadnych pieniędzy na Święta. Dzwoniłem do prezesa w Wielką Sobotę, ale nie odbierał ode mnie telefonu. Jeśli chodzi o odszkodowanie to dostanę pewnie śmieszne pieniądze gdyż WKS objęty jest grupowym ubezpieczeniem w najniższej chyba możliwej kwocie. Musiałbym jeść chyba tynk ze ściany gdyby nie pomoc moich rodziców oraz rodziców narzeczonej. Sama rehabilitacja sporo kosztuje. Do tego dochodzą przeróżnego rodzaju maści oraz leki. Mało tego – czeka mnie w czerwcu operacja na oko. Widzę bowiem podwójnie i nie chce mi to przejść. Po operacji lekarze dopiero zdecydują czy będę mógł wrócić na boisko. Przez kilka miesięcy po zabiegu nie będę mógł nic podnieść, nie mówiąc już o jakimkolwiek wysiłku fizycznym. Wpadłem w depresję, chodzę do psychologa. Dobrze, że mam wsparcie najbliższych mi osób bo inaczej nie wiem co by było. Można powiedzieć, że zawalił mi się świat – dodaje.

Klub będzie szukał kompromisu

Skontaktowaliśmy się w tej sprawie z prezesem klubu Bartoszem Szymickim, którego poprosiliśmy o odniesienie się do tego co przekazał nam zawodnik. – To nie jest do końca prawda co powiedział Rafał. Nie porozumieliśmy się przed rozpoczęciem rundy wiosennej co do wysokości zaproponowanego przez niego stypendium. On szukał w przerwie zimowej klubu i wrócił do nas w lutym. Poinformowaliśmy go wtedy, że będzie drugim bramkarzem. Co do obniżenia stypendium to każdy z chłopaków u nas wie, że jeśli jest kontuzjowany i pauzuje to dostaje 80 procent pieniędzy. Musieliśmy przecież w miejsce Rafała ściągnąć trzeciego bramkarza, który nie gra za darmo. U nas się nie przelewa. Sytuacja finansowa WKS jest trudna. My na temat pomocy dla Rafała wielokrotnie rozmawialiśmy z członkami zarządu. Pieniędzy przed świętami nie dostał gdyż wcześniej wysłaliśmy mu na konto część zaległości. Są zawodnicy, którzy od października nie dostali pieniędzy bo taka jest u nas sytuacja w klubie. W Wielką Sobotę rzeczywiście nie odbierałem telefonu, mieliśmy wolny weekend, a telefon leżał w klubowej szafce. Chcemy się spotkać z zawodnikiem i mam nadzieję, że osiągniemy kompromis. Do tego spotkania ma dojść 18 kwietnia. Wiem w jakiej sytuacji się znalazł, ale naprawdę z pustego to i Salomon nie naleje. Postaramy się pomóc na tyle ile możemy. Przed sezonem zawsze mówimy chłopakom aby ubezpieczali się indywidualnie bo nas jako amatorskiego klubu nie stać na wysokie polisy. Płacimy ubezpieczenie takie, na jakie nas stać – powiedział Szymicki.

Lechia: Faul bez cienia złośliwości

Rafał Kotecki wynajął Kancelarię Adwokacką, która wysłała do Lechii Tomaszów pismo o zadośćuczynienie dla swojego klienta za poniesiony uszczerbek na zdrowiu. Działacze tomaszowskiego klubu współczują bramkarzowi, ale nie zamierzają płacić ani złotówki. – Na to pismo odpowiedział nasz prawnik – mówi Adam Król, dyrektor Lechii Tomaszów.
Był to faul bez cienia złośliwości. Dawid chciał przeskoczyć interweniującego bramkarza, ale nie zdążył i zahaczył go kolanem. Taka sytuacja zdarza się jedna na tysiąc i niestety zdarzyła się u nas – dodaje Król.
Nic do zarzucenia nie ma również sobie Dawid Stańdo. – Jakiekolwiek podejrzenia, że mogłem zrobić to specjalnie nie mają żadnych podstaw. Przecież nikt nie zrobiłby czegoś takiego swojemu przeciwnikowi. Ubolewam nad tym, czuję się fatalnie i przeżywam to zdarzenie. Po całym zajściu byłem cały czas z Rafałem, przykładałem mu śnieg na kontuzjowane miejsce, krzyczałem aby wezwać karetkę. Jest mi przykro, ale w futbolu niestety czasami tak się dzieje. Wszyscy ryzykujemy swoim zdrowiem – mówi napastnik Lechii.
Skontaktowaliśmy się również z Tomaszem Krawczykiem, doświadczonym arbitrem piłkarskim, który feralnego dnia był asystentem sędziego głównego.
Nie było to specjalne zagranie. Bramkarz wyszedł do piłki, a napastnik Lechii był zasłonięty. Próbował przeskoczyć rywala, ale niestety już nie zdążył. Przykre zdarzenie i groźna kontuzja – powiedział Krawczyk.

Ambitny bramkarz się nie poddaje

Mimo straszliwych obrażeń rodem z bokserskiego ringu Rafał Kotecki się nie poddaje i już myśli o powrocie na boisko. – Nie po to tyle trenowałem aby teraz się poddać i powiedzieć pas. Co nas nie zabije to nas wzmocni. Wiem, że nie wszystko zależy teraz ode mnie. Wierzę jednak, że czerwcowa operacja się uda i będę mógł jeszcze zagrać na boisku. To nie może się tak skończyć. Chcę jeszcze włożyć bramkarską bluzę – mówi golkiper.
Na pytanie czy wróci do WKS Wieluń ambitny bramkarz odpowiada z zadumą, że raczej nie…

Zdjęcia: Radio Ziemi Wieluńskiej (zdjęcie główne), archiwum Rafała Koteckiego

Subskrybuj
Powiadom o

24 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments
bolek
9 lat temu

Jo- hahaha człowieku czy Ty się wogóle slyszysz???? to może Rafał go powinien przeprosić??? JA ROWNIEZ BYLEM NA TYM MECZU I DOBRZE WIEM JAK TO WYGLADALO . KAŻDY BRONI SWEGO ALE PRAWDA JEST PRAWDĄ I BOLI. Gdyby Stańdo nie zrobił tego specjalnie to dlaczego nie odpisał Rafała dziewczynie (ktora wyslala mu 3 wiadomosci dzien po dniu i kolejna do jego zony)jak jest w wywiadzie? Co przez 2 miesiące nie wchodził na fb.? Wystarczył jeden telefon o stan zdrowia bądź odpisanie na fb.a nie unikanie kontaktu. . .zainteresował się tylko wtedy kiedy dziennikarz się z nim skontaktował…coś ewidentnie się nie klei… Czytaj więcej »

jo
9 lat temu

bolek: stało się i tyle. Co zrobić. Co miał Dawid zrobić? laurkę mu wysłać? To jest piłka nożna nie szachy. Takie wypadki się zdarzają. Sam mam rozwalone wiązadła od 2010 roku i jakoś nie mam do nikogo pretensji choć w piłkę nożną raczej już nie pogram. Taki jest ten sport. Wypadki się zdarzają. Przykra sytuacja, ale złośliwości w niej nie było.

jo
9 lat temu

Oj chyba nieźle się w tą głowę uderzył. Zajście było przypadkowe. Co więcej zawodnik na Weszło.com udzielił wywiadu, który gniecie dobre imię zawodnika Lechii, za co powinien przeprosić

olo
9 lat temu

I bardzo dobrze chłopak zrobił. Zobaczcie tylko jak wygląda i nikt mu nie pomaga ! Prezesik niech sie teraz tłumaczy a nie gada głupoty o telefonie w szafce hahahaha. Pokaż no tą szafkę,zdjecie jakies wyslij moze 🙂 Ta historia jest przestroga dla nas wszystkich którzy grają w piłke w niższych ligach bo to kochają i jest to dla nich odskocznia od codzienności. I skierowana przede wszystkim do pseudo prezesów. Bo jestem pewny że temu chłopakowi nawet nie chodziło do konca o pieniadze ale o zwykłe zainteresowanie,wsparcie,jaki telefon czy czegoś nie podrzucic,zawiezc gdzies. Kazdy wszystko w dupie ma. Brawo Rafał walcz… Czytaj więcej »

bolek
9 lat temu

Bardzo dobrze ze rozgłośnia cala sytuacje !!! Problem bo odważył się ???
Jo- od oceniania czy sprawa będzie wygrana czy też nie są inne organy. Myślę że nie jest głupi skoro to robi…wiedząc że przegra myślisz ze bawił by się w adwokatów dla idei ?? Oleju w głowie to powinni mieć sam Dawid Stańdo który przez 2 miesiące nawet nie zainteresował się stanem zdrowia oraz B.Szymicki bo to jego zachowania nadaje się na nie tylko gazetę ale również na TV.